Inspiracja

Ludzie znikają, Ty żyjesz dalej (trudne rozstania)

29 czerwca 2018

Nie wiem jak w Waszym życiu, ale w moim rozstania i rotacja ludzi jest ostatnio wyjątkowo intensywna. Mam na myśli ich świadome decyzje, że odchodzą z mojego prywatnego lub zawodowego życia, wypraszają mnie ze swojego lub ja wypraszam ich z mojego.

W ciągu ostatnich 4 lat musiałam zmierzyć się z paroma trudnymi rozstaniami. Z ludźmi, którzy byli dla mnie ważni, z którymi utrzymywałam codzienny kontakt. Szefowie, partnerzy, współpracownicy, koledzy i koleżanki.

Te zmiany dały mi bardzo dużo do myślenia.

Dały mi wgląd w kwestie kruchości relacji i przywiązania. Przede wszystkim nauczyły mnie… siebie. Zrozumiałam, że niczego nie mamy dane na zawsze. Zrozumiałam, że nic nie jest oczywiste.

Zrozumiałam, że ludzie są ze sobą dokładnie tak długo, jak powinni i ani jeden dzień dłużej.

Pierwsze takie rozstanie, parę lat temu, wiązało się z moją ogromną rozpaczą oraz zdecydowanie zbyt długą żałobą, która wydawała się trwać wieczność. Stanowiła dla mnie poligon, morze łez i rozczarowania, przez które ledwo udało mi się przepłynąć na drugi brzeg.

Na początku obarczyłam ogromną dawką złej energii osobę, z którą się rozstałam. Ja oczywiście krystalicznie czysta 😉 Natomiast po 2 latach mogłabym nosić ją na rękach z wdzięczności. Dostrzegłam też swój udział w „winie”. Ta osoba odegrała ogromną, trudną i ważną rolę.

Ta osoba nauczyła mnie:
– szacunku do siebie;
– szacunku do innych;
– że jak się na własne życzenie ładuję w bagno, to muszę sama się z niego wydostać i porządnie wyszorować. Jednocześnie, że jest to wykonalne;
– nieuganiania się za kimś, kto nie chce już być w moim życiu, nieproszenia go o to;
– nie może mi zależeć na kimś bardziej, musi być równowaga.

Kolejne rozstania były łatwiejsze…

Ktoś powiedział „żegnaj”, odpowiedziałam mu tym samym, odchodząc z godnością i nie walcząc o zmianę stanowiska tej osoby. Moja rozpacz nie była mniejsza, ale trwała znacznie krócej, niż poprzednia. Ból był mi już znany. Wiedziałam, że ma kres. Znałam już swoje reakcje i wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Ta świadomość trzymała mnie przy życiu.

Po tym rozstaniu zdałam sobie sprawę, że przywiązywanie się do ludzi w sposób, jaki robiłam wcześniej, nie jest rozsądnym posunięciem. Dawanie im więcej niż to, o co proszą, również. Oczekiwanie więcej, niż mogą dać, głupotą. Nadal pozwalam mojemu sercu na różne szalone decyzje i później rozmowy z nim nie są łatwe, ale jesteśmy wspaniałymi przyjaciółmi.

Ludzie chcą sobie sami ściągnąć gwiazdkę z nieba

Mam takie coś, że dla osób dla mnie ważnych chciałabym uchylić nieba, wybrać najpiękniejszą gwiazdkę i im podarować. Oni tego nie chcą. Oni chcą sami zdobyć tę gwiazdkę. Ja mogę być tylko towarzyszem tej podróży. Tak długo, jak zechcą.

To ważne rozstanie nauczyło mnie:

  1. że muszę sama znać swoją wartość, ponieważ gdy znika osoba, która dawała mi mnóstwo komplementów, robi się mega zonk. Robi się pustka, którą natychmiast dostrzega zacierająca w gotowości ręce depresja;
  2.  rozróżniać prawdziwe uznanie od uznania, które ma jakiś cel;
  3.  że warto jak najczęściej przebywać samemu ze sobą w ciszy i odpoczywać od miliona głosów innych ludzi, którzy zagłuszają mnie przed samą sobą;
  4.  nawet kiedy odchodzi ktoś ważny, życie trwa dalej.

Jakiś czas temu miałyśmy duże spięcie z moją przyjaciółką. Chciała ona się ze mną pożegnać, natomiast ja na ten pomysł zareagowałam totalnym brakiem akceptacji. Czułam po prostu, że to się nie może wydarzyć, że mamy sobie jeszcze bardzo dużo do zaoferowania. Nie zgodziłam się na to i dałam jej o tym do zrozumienia, jednocześnie pozostawiając decyzję w jej rękach. Zawsze pytam czego chce druga strona. Jest to dla mnie kluczowe, aby czuła się przy mnie wolna. Przyjaciółka została i teraz obie śmiejemy się z tej sytuacji.

Myślę, że nauczyłam się rozróżniać, o jakie relacje warto walczyć, a jakie żegnać.

Myślę, że czuję to na poziomie serca i nie potrafię tego wyjaśnić w żaden logiczny sposób. Myślę, że daję drugiej osobie tyle szans i możliwości pozostania w moim życiu, ile uznam za słuszne i ani jedną więcej. Tego nauczyli mnie Ci wszyscy ludzie, z którymi nasze drogi się rozeszły w ciągu ostatnich 4 lat.

Czy nie jest więc tak, że każdy napotkany człowiek, z którym nawiązujemy bliższą relację, jest naszym nauczycielem? Czy nie jest tak, że i my jesteśmy dla innych katalizatorem do zmian w ich życiu? Że mimo wszystko, potrzebują nas…

Wszyscy jesteśmy sobie potrzebni. Wszyscy jesteśmy siebie warci.

Ludzie, którzy odchodzą, uczą nas…

… miłości do siebie

    • Kiedy odchodzi nagle ktoś, kto dawał Ci mnóstwo komplementów i uznania, wiedz, że uczy Cię miłości do siebie. Uczy Cię, że musisz sama mieć jasne stanowisko tego, kim jesteś i na co Cię stać. Uczy Cię, że Ty sama siebie wypełniasz od środka. Jeżeli oddajesz innym kontrolę nad tym, jesteś łatwo sterowalna.

 

    • Kiedy rezygnujesz z relacji, w której ktoś ciągle podcinał Ci skrzydła i mówił Ci chamskie rzeczy, wiedz, że wygrałaś. Zrobiłaś ważny krok w miłości do siebie. Za parę lat będziesz wdzięczna tej osobie.

 

    • Kiedy byłaś z kimś w ukrywanym związku i ta osoba z niego rezygnuje, wiedz, że uczy Cię ona miłości do siebie. Miłości polegającej na tym, że zasługujesz na kogoś, dla kogo będziesz numerem 1. Tylko taka osoba zasługuje na Twoją miłość, intymność i czas. W innym wypadku lepiej pozostać singlem.

 

    • Kiedy ktoś zwalnia Cię z pracy, wiedz, że uczy Cię miłości do siebie. Uczy Cię, że każdy huragan ma swój początek i koniec. Możesz się po nim urządzić na nowo. To, co zostało w Twojej głowie i sercu – jest Twoje na zawsze.

 

    • Kiedy Ty mówisz komuś „żegnaj”, uczysz się miłości do siebie. Pokazujesz sobie, że nie chcesz być od tej osoby w żaden sposób uzależniona i poradzisz sobie bez niej. Na początku będzie bardzo ciężko. Później ból minie, będziesz silniejsza i wolna.

Osoba, która nie boi się być sama, która wie, że poradzi sobie w każdych warunkach, emanuje gigantyczną energią, przyciągającą inne takie osoby do jej życia. A w takich relacjach żyje się już naprawdę dobrze.

Chcesz być w moim życiu? Cudownie. Nie chcesz? Pomogę Ci się spakować.

Przeczytałam ostatnio bardzo ciekawą myśl, którą chciałabym się z Wami podzielić.

„They didn’t leave you. I moved them. God”

A co jeżeli jesteśmy wszyscy marionetkami w rękach Boga, który dokładnie wie kto z kim, jak długo, kiedy i jak… po to, aby świat szedł do przodu? Po to, aby było kontynuowane życie? Po to, aby nas uzdrowić?

Potrzebujemy być często w ciszy samemu z sobą. Potrzebujemy czasu, żeby uzdrowić się po trudnych przejściach. Potrzebujemy budować siebie nie na głosach, werdyktach i decyzjach innych ludzi, ale na swoim własnym uznaniu. Potrzebujemy mnóstwo życzliwości wobec siebie w momencie, gdy się potykamy lub robimy coś głupiego. Potrzebujemy doświadczeń, które pokażą nam „tamto przeżyłaś, to to też przeżyjesz.” Potrzebujemy nagradzać się za małe sukcesy, mówić i myśleć o sobie dobrze. Każdego dnia, małymi krokami.

Przechodzę przez to z Wami, a wszystko, co czytasz, piszę również dla siebie.

A Ciebie czego nauczyły Twoje rozstania?

Mogą Ci się też spodobać

2 komentarze

  • Odpowiedz Katarzyna 29 czerwca 2018 at 18:33

    ??? Piękny tekst.

    • Odpowiedz Marta Chłodnicka 30 czerwca 2018 at 11:40

      Dziękuję Kasiu 🙂

    Zostaw komentarz

    Skontaktuj się ze mną!